„Pan Bam i ptak Agrafka” – recenzja spektaklu

Kilka dni temu w ramach Małych Warszawskich Spotkań Teatralnych obejrzałem pierwszy spektakl pantomimy dla dzieci. „Pan Bam i ptak Agrafka” to niezwykły dowód na to, że aktorzy Teatru Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach pod wodzą nie mającego sobie równych w Polsce artysty sztuki mimu Bartłomieja Ostapczuka, robią coś bardzo dobrego. Udowadniają najmłodszym widzom (i tym trochę starszym również), że aby wyrazić emocje, wcale nie potrzeba słów.

 

WWW_fot_Bartek_Warzecha_DSC1291Aktorzy „Kubusia” nie są specjalistami w dziedzinie pantomimy, „Pan Bam…” jest ich pierwszym dużym spektaklem pantomimy, stąd trudno oczekiwać, aby umiejętności techniczne dorównywały tym, które obejrzeć można w wykonaniu mimów, którzy przez całe życie, każdego dnia, doskonalą swój warsztat. Przypuszczam, że tylko od samozaparcia aktorów i determinacji reżysera zależało powodzenie tego niesłychanego projektu. Dodam od razu – udanego!

 

A najlepsze jest to, że w foyer teatru spotkana przypadkiem przeurocza dama pracująca na co dzień w jednym ze stołecznych teatrów wyraziła zdziwienie mówiąc: akurat tutaj bym się pana nie spodziewała. Okazało się, że wręcz przeciwnie: to było dla mnie idealne miejsce. Wszędzie tam, gdzie jest pantomima, tam i ja być muszę. A to, że spektakl przeznaczono nominalnie dla młodego widza, jest bardzo mylące: wszyscy dorośli byli bowiem równie zachwyceni.

 

 

  1. Źródło

 

            Nie ulega wątpliwości, że u źródeł przedstawienia musiała leżeć miłość do pantomimy. To podstawowy wymóg, by widowisko niosło widzów do krainy marzeń i emocji, jakie wspólnie przeżyliśmy.

 

Reżyser (Bartłomiej Ostapczuk) przyznaje w wywiadach, że wierzy w siłę ciszy na scenie, bowiem pozwala ona na spotkanie się gdzieś w tym wycinku rzeczywistości wrażliwości i wyobraźni twórcy, wykonawcy oraz widza. Tak właśnie było tym razem: niezwykle czytelny obraz porwał widzów w świat, który jest dla nich ważny (młodzi widzowie), świat wrażeń, o których zapominają (widzowie dorośli), połączył we wspólnej wrażliwości (bo przecież kto widział jakikolwiek spektakl z udziałem Ostapczuka wie, że zachowano tu jego poetykę, którą tak bardzo kochają widzowie)…

fot. Bartek Warzecha

fot. Bartek Warzecha

 

Serce do sztuki poza słowem musiał mieć w Kielcach jeden z aktorów „Kubusia”, Andrzej Kuba Sielski. Nigdy nie widziałem go na scenie, ale od czego bogate zasoby Internetu, szybko znalazłem informację, że zafascynowany sztuką milczących artystów przygotowywał już solowe przedstawienia wykorzystujące formę pantomimy. Nie dziwi więc, że z czasem zapragnął urzeczywistnić marzenie o stworzeniu dużego przedstawienia pantomimy. To się dzięki „Panu Bamowi …” wreszcie udało. Trzeba było jednak stworzyć je od podstaw, napisać całą historię i to tak, by autentyczna wrażliwość autora udzieliła się innym… Andrzej Kuba Sielski wykorzystał pewien bajkowy motyw poszukiwania ukochanej osoby, który wplótł w sieć pantomimicznych znaków tak, że granica między ciszą a hałaśliwą współczesną rzeczywistością zatarła się na tę godzinę spędzoną w teatrze. Sztuka ta nie udałaby się naturalnie bez pracy z szefem Warszawskiego Centrum Pantomimy, którego pomysłowość w zakresie rozwiązań inscenizacyjnych, scenograficznych i kostiumowych godna jest pozazdroszczenia.

 

Finalnie otrzymaliśmy więc (małym nakładem środków finansowych, to odwieczna – z małymi wyjątkami –  bolączka twórców pantomimy…) przedstawienie imponujące pięknem, magiczne w wyrazie, treści i formie. I chociaż aktorzy „Kubusia” nie mają umiejętności Ostapczuka i spółki, efekt ich pracy jest wspaniały.

 

  1. Historia Pana Bama

 

            To, czego dowiadujemy się z historii Pana Bama, to niezachwiana wiara w dobro, miłość i przyjaźń. Poetycka opowieść o nieco tylko na pokaz szczęśliwym Panu Bamie, potrafiącym zaszczepić w ludziach radość, który pewnego dnia okiełznał swoją samotność spotykając ptaka Agrafkę ze złamanym skrzydłem, nieufne wobec człowieka zwierzę, któremu bardzo chciał ulżyć w cierpieniu… Powoli, dzięki wrażliwemu sercu Pana Bama, ptak zaczyna rozumieć, że nikt nie zrobi mu krzywdy. Rodzi się przyjaźń.

 

fot. Bartek Warzecha

fot. Bartek Warzecha

Nic nie trwa jednak wiecznie, ptak Agrafka w niespodziewany sposób gubi się i znika z życia Pana Bama, dla którego jest to straszliwy cios. Szukając Agrafki, jej opiekun wraz z przyjaciółmi trafia do zaczarowanej krainy, gdzie w labiryncie korytarzy spotyka coraz dziwniejsze stwory. Wypytuje o Agrafkę, pokazuje zdjęcia, nikt jednak niczego nie widział.

 

Dobroduszny Pan Bam, mężczyzna o gołębim sercu i przepięknej duszy, będzie musiał pokonać wiele przeciwności, by odnaleźć skrzydlatego przyjaciela. O tym, że mu się uda, jesteśmy przekonani od samego początku, jednak stanowi to o silnej emocjonalnej więzi, jaka wytwarza się między bohaterami przedstawienia a widzami, którzy kibicują najszczerzej jak potrafią, by wszystko dobrze się skończyło.

 

  1. Warstwa wizualna przedstawienia

 

Zastanawia mnie fakt, jak można niewielkim nakładem środków finansowych, a przede wszystkim ogromna pracą, osiągnąć efekt, który dosłownie zapiera dech (nie sposób wyobrazić sobie, co byłoby, gdyby dać twórcom przedstawienia większy budżet?). Scena żyje, dzięki wspaniałej pracy aktorów, ale też – co jest bardzo ważne w przypadku przedstawień dla najmłodszych – dzięki plastycznym zmianom, które mają miejsce dosłownie co chwilę. Nie jest łatwo sprawić, by młody odbiorca skupił się na tym, co widzi, przez całą godzinę. Konieczne są częste zmiany tempa, przeobrażenia świata przedstawionego. Tutaj wszystko to było, na dodatek tak piękne!

 

Kiedy zaczyna się przedstawienie i widzimy ptaka Agrafkę w locie, przez moment mamy wrażenie, że Agrafka faktycznie wzbija się w powietrze i szybuje ponad sceną. To poetyka bardzo bliska reżyserowi, ta szczególna magia, która jest możliwa tylko dzięki wielkiemu wysiłkowi włożonemu w takie przygotowanie widowiska, by od pierwszej chwili robiło wrażenie. Skrzydła są monumentalne, ale delikatne zarazem, lot majestatyczny i wzruszający. Dzieci od pierwszej chwili pytają, jak to możliwe i zakochują się w biednym ptaku, który ląduje nagle ze złamanym skrzydłem.

 

System przesuwanych płaszczyzn idealnie sprzyja zmianom nastrojów, wprowadzaniu kolejnych elementów inscenizacyjnych, przejściom aktorów. Stonowana paleta barw nie rozprasza też uwagi od tego, co najważniejsze, czyli aktorów!

 

Znakomitym urozmaiceniem są pojawiające się rekwizyty i lalki. Okazuje się, że w walizce można zniknąć, wywołując zdumienie widza, można też w „magiczny” sposób się w niej znaleźć. Dorośli widzą, jak to się dzieje, dzieci są w szoku!  Tajemnicze stwory, które dosłownie ocierają się o osoby siedzące w pierwszym rzędzie, wywołują fale ochów i achów, bo dodatkowo podnoszą i tak już gorącą baśniową atmosferę. Gdyby twórcy mieli więcej pieniędzy, pewnie zrobiliby z nich cudeńka. Włochaty potwór nie do końca mi się podoba, ale rozumiem, że nie mógł być inny.

 

Wszystko, co można było zrobić dla osiągnięcia fascynującego efektu wizualnego, uczyniono. Gra światłem wspiera magiczną opowieść o przyjaźni człowieka i zwierzęcia. Andrzej Król czaruje światłem, to, co trzeba ukryć, ukrywa. W wielu scenach światło w niebagatelny sposób potęguje emocje bohaterów.

 

Najwięcej emocji, zupełnie nieoczekiwanie, przyniosły dzieciom drzwi. Niby dwoje drzwi, prosty rekwizyt, a reakcje widzów były natychmiastowe. Krzyczeli wszyscy, chcąc pomóc swoim ulubieńcom odnaleźć drogę do szczęścia. – Nie, nie tu, grzmiała sala! Jęk zawodu towarzyszył każdemu wyborowi, który nie zgadzał się z tym, co czuli młodzi widzowie. Warto to było przeżyć!

 

  1. Jolanta Kęćko i spółka

 

            Po skończonym przedstawieniu widać było po aktorach, jak emocjonująca jest praca dla najmłodszych widzów. Dzieci są wdzięcznym widzem, ale też niezwykle wymagającym. Jeśli coś im się nie podoba, zwyczajnie dają temu wyraz. Tutaj emocje dzieci wyrażały się regularnym podbieganiem do sceny, pytaniami do rodziców o wyjaśnienie pewnych kwestii, jednak z dziewczynek chciała wielokrotnie z miłości do Pana Bama podarować mu w czasie przedstawienia figurkę Spidemana, ściskaną w dłoni przez cały czas. Wzruszające.

 

Największe emocje, ze zrozumiałych względów, wzbudzała w przedstawieniu Jolanta Kęćko, grająca ptaka Agrafkę. Jako jedyna kreowała postać zwierzęcą i to zrozumiałe, że na niej skupiała się często uwaga widza. Ale trzeba też szczerze powiedzieć, że była po prostu wspaniała. Grała znakomicie twarzą (wsparta fantastyczną charakteryzacją – brawa dla Aleksandry Plewako – Szczerbińskiej), jej smutek był autentyczny, a reakcje widzów dowodzą, że wszystkim było jej bardzo żal. Aktorka znakomicie oddała też ruchy ptaka, te niezwykle szybko następujące po sobie ruchy skrzydeł, drobne kroczki, wreszcie też piękny lot. W jej twarzy odzwierciedliła się cząstka ptasiej duszy, która kazała Agrafce zastanawiać się nad tym, czy na pewną poufałość z człowiekiem można sobie pozwolić, czy też lepiej uciekać. Wspaniała rola (ale co ja tu piszę, Jolanta Kęćko dostała za nią już nagrody aktorskie: na 6 Międzynarodowym Festiwalu Ożywionej Formy „Maskarada” w Rzeszowie oraz na II Festiwalu małych Prapremier w Wałbrzychu).

 

Niezwykła postać to także Pan Bam. Można go zagrać tak, by wzruszyć widzów, jednak szarżując za bardzo gestem. Andrzej Kuba Sielski, czerpiąc garściami z różnorodnych narzędzi pantomimy, tych komediowych i bliższych konwencji dramatycznej, stworzył postać człowieka prawdziwie dobrego. Jego życzliwość wobec zwierzęcia, ale też ludzi, pozwoliła wspaniale oddać scenę snu na krześle. Bardzo wyrazista mimika okiełznana w momentach największego smutku porażała siłą emocji, które udzielały się wszystkim zebranym.

 

Andrzej Kuba Sielski nie mógł zagrać źle Pana Bama. Sam go stworzył w wyobraźni, wiedział najlepiej, co kryje się w jego sercu i duszy. To zawsze trudne, grać postać, którą się samemu wymyśliło. Jest ryzyko, że otworzy się aktor za bardzo i przekaże bohaterowi zbyt wiele swoich cech. Jeśli się jednak jest dobrym aktorem, ryzyko to maleje. Mnie zaś Pan Bam bardzo się podobał.

fot. Bartek Warzecha

fot. Bartek Warzecha

 

Ale znakomici byli też pozostali aktorzy. Michał Olszewski fantastycznie gra twarzą, jest wyrazisty, momentami nadekspresyjny, ale na pewno intrygujący. Ewę Lubacz zapamiętam nie tylko jako baletnicę, Małgorzatę Sielską (czy zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa?) – z arcyważnej sceny z walizkami i pożegnaniem, zaś Błażej Twarowskiego – jako genialnego listonosza. Paradoksalnie czuję potrzebę, by spektakl ten zobaczyć raz jeszcze i opowiedzieć dokładniej o poszczególnych kreacjach. Za pierwszym razem przeżywałem chyba za bardzo całą historię i brak mi słów, by opisać wszystkich (mnie brak słów – to się nieczęsto zdarza).

 

  1. Zatem – czy mi się taka pantomima podoba?

 

            Pierwsze konieczne ustalenie: aktorzy Teatru Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach, nie są tak biegli w sztuce mimu jak artyści Warszawskiego centrum Pantomimy. Być może nie znam się, ale jako laik i tak dostrzegam na przykład kolosalną różnicę choćby w pracy stóp. Myślę jednak, że nie ma to żadnego wpływu na siłę przedstawienia.

 

Mając to z tyłu głowy, by nie porównywać aktorów, którzy nie są przecież specjalistami w danej dziedzinie, muszę ocenić uczciwie: to był bardzo, bardzo dobry spektakl. Milczenie było w nim wielce znaczące, ruchy i emocje czytelne. Siedzące za nami dzieci niezwykle łatwo wyłapywały konteksty, rozumiały ulotne emocje. Komentarze młodych widzów były dojrzałe i mądre. Twórcy przedstawienia podbili najmłodszą publiczność. Zresztą tę starszą również.

 

Po raz kolejny okazało się, że pantomima nie musi epatować brutalnymi chwytami, a i tak jest w stanie pokazać wszystko. Wrażliwość twórców faktycznie przeniknęła dusze i umysły widzów. Sporo w tym wszystkim było estetyki znanej z twórczości Bartłomieja Ostapczuka, którego rękę widać było tak bardzo w kostiumach i scenografii. Wiele rozwiązań inscenizacyjnych nosiło także ślad jego spojrzenia na teatr.

 

Następna ważna sprawa to aktorska jakość. Nie byłoby dobrego „Pana Bama i ptaka Agrafki”, gdyby nie występujący w nim aktorzy. Chociaż wspominałem, że serce skradła mi Jolanta Kęcko, a znakomitą kreację Pana Bama stworzył Andrzej Kuba Sielski, to przecież podobali mi się wszyscy, bez wyjątku. Spektakl został zagrany przy ogromnym ładunku emocjonalnym, a jednocześnie było widać pewność aktorów.

 

Aby stać się artystą pantomimy, trzeba uczyć się latami, w zasadzie przez całe życie, wiem, że aktorzy tego spektaklu, na który czekałem długo i udało mi się go wreszcie zobaczyć, wcale nie są na początku drogi, zrobili już bardzo dużo, żeby móc cieszyć oko widzów. Było mi bardzo miło przez tę godzinę z Wami pomilczeć, pokazaliście bowiem, że świat pantomimy nie kończy się na Warszawie. I chociaż dobry duch warszawskiej pantomimy miał nad Wami pieczę, ufam, że pokażecie jeszcze w pantomimie niejedno. Jesteście bardzo prawdziwi w tym, co robicie, a to największa wartość.

WWW_fot_Bartek_Warzecha_DSC1507

fot. Bartek Warzecha

 


 

 

Włodzimierz Neubart
Chochlik kulturalny
chochlikkulturalny.blogspot.com