PIERROT
Dziś słów kilka o Pierrocie. Postać ta, kojarzona z pantomimą na równi z Arlekinem, wpisuje się w pewną smutną tragifarsę. Z jednej strony Pierrot to łajdak z urodzenia, pechowiec i niezdara, który ciągle coś źle robi. Płata innym psikusy, ale obracają się one zazwyczaj przeciwko niemu. Z drugiej natomiast to postać tragiczna, skąpana w poświacie smutku. Od XIX wieku bywa na scenie raniony, gryziony, traci głowę, zdarza się, że zostaje wystrzelony w powietrze… Pierrot we Francji pojawił się w XVII wieku. W 1665 r. Molier nazwał jego imieniem jedną z postaci w słynnym „Don Juanie”, a osiemnaście lat później Giuseppe Giaratone zaczął odtwarzać go na stałe w Komedii Włoskiej.

Georges Wague jako pierrot na plakacie Charlesa Léandre’a.
Pierrot bardzo szybko zadomowił się na jarmarkach. Miał oczywiście wielu podobnych konkurentów: Gillesa, potem Pajaca. Pierrot, podobnie jak Arlekin, był w dużej mierze uzależniony od swego odtwórcy, który nadawał mu swoją osobowością cech szczególnych.
Jednym z najsłynniejszych Pierrotów świata był Jean-Gaspard Deburau (który będzie bohaterem kilku kolejnych felietonów). Dziś przytoczę tylko jedną historię, opisaną w książce Janiny Hery „Z dziejów pantomimy”. Rzecz działa się w kwietniu 1836 r. na przedmieściach Paryża. Przechodnie rozpoznawali spacerującego z żoną słynnego Pierrota z Théâtre des Funambules. Zerkali na niego dyskretnie. Jednak nie wszyscy. Dwaj mężczyźni i kobieta postanowili uprzykrzyć Deburau przechadzkę. Zaczęły się wyzwiska, obraźliwe komentarze, przedrzeźnianie. Padły m.in. słowa: „Zobaczcie, Pierrot z Funambules ze swoją kurwą!” Sytuacja stała się bardzo nieprzyjemna, atakujący nie zatrzymali się przy słownych szykanach, zaczęli pluć i szarpać artystę. Ten, zdenerwowany, uderzył laską jednego z napastników, który martwy osunął się na ziemię… Zdaje się, że za tę smutno zakończoną obronę nie został w ogóle skazany.
Włodzimierz Neubart
Chochlik kulturalny